W ukazującym się w Warszawie tygodniku ilustrowanym poświęconym nauce, literaturze, polityce i życiu bieżącemu, zatytułowanym „Czytelnia dla Wszystkich”, w numerze 5 z 1904 r., na stronach 75-76 czytamy:

 

Płońsk.

„W liście poprzednim wspomniałem, że jest wśród mieszkańców naszego miasteczka coraz więcej takich, co dbają o interesy miasta i biorą się do pracy dla ogólnego dobra.

Ostatniemi czasy naprzykład starają się obywatele miasta dopomagać magistratowi, a szczególniej ławnikom w dobrym, a zgodnym z interesem ogółu rozwiązywaniu rozmaitych spraw i kłopotów miejskich. Przyznać bowiem należy, że porządku u nas brak ogromny. Całe miasto otoczone jest rowem, który pierwotnie był przeznaczony do odprowadzania wody z otaczających miasto łąk i torfowisk, z czasem jednak zalazł błotem, stał się nierównym, cuchnącym zbiorowiskiem miejskich nieczystości doprowadzonych do niego rynsztokami. Zatruwa też ten rów swemi wyziewami całe prawie miasto a szczególniej okolicę ulicy żydowskiej.

Grasują po mieście rozmaite osobniki z pod ciemnej gwiazdy – ptaki niebieskie, co żyć chcą pracą cudzą, napadają na spokojnych mieszkańców miasta lub okolicznych wiosek, żądają od nich poczęstunku i okupu, grożąc w razie odmowy pobiciem. Ci, co nie chcą lub nie mogą im się okupywać, narażeni są na pobicie, a nawet poranienie w biały dzień, w środku miasta. Ludność spokojna, zniecierpliwiona zaczepkami pobytowych złodziei i znanych awanturników, kilka razy próbowała sama sobie zrobić zadosyćuczynienie, ale to wszystko nie skutkuje i złodzieje grasują w dalszym ciągu.

Nie więcej bezpieczeństwa ma mienie obywateli płońskich, złodziejstwa odbywają się ciągle, i to na najruchliwszych ulicach, nawet naprzeciw urzędu powiatowego. Jest to prawdopodobnie skutkiem braku stróży nocnych.

Najbardziej może potrzebującym natychmiastowej naprawy jest stan dróg wiejskich dojazdowych. Trudno sobie przedstawić coś bardziej przykrego nad jazdę po nich w czasie wiosny lub jesieni: błota na łokieć, doły to na jednej, to na drugiej stronie kolei, czasami leżący w błocie zamordowany koń włościański; to wóz lub bryczka, która ulgnęła w grzązkim a głębokim chrapie, szczątki potłuczonych misek, szkła, worki mąki, drzewo, wreszcie ludzie, brodzący po tym błocie do kolan. Ile tam ludzie natracą swego dobra, żywego inwentarza i własnego zdrowia trudno obliczyć. Dorywcze reperacje nic tu nie pomogą, zamiast drogi zwyczajnej należy zrobić szosę i to szosę z podstawą z wielkich kamieni.

Dobrej też woli trzeba i do rozwinięcia życia w naszych bractwach kościelnych, przeznaczonych do praktykowania prawdziwego miłosierdzia chrześcijańskiego, a zaślepiających się teraz w sprawach często obrzędowych. A ileżby te bractwa mogły robić dobrego. Choruje gdzieś naprzykład wdowa licznych drobnych jeszcze dzieci: czyż nie powinno bractwo przez swych członków rozpostrzeć nad taką chorą swej opieki, czy nie powinno zająć się dziećmi, pomyśleć o kawałku chleba dla nich, o lekarstwie i posiłku dla chorej, o pielęgnowaniu jej?  Zostają sieroty lub niedołężni starcy, lub kobiety – czyż nie należałoby pomyśleć dla nich o przytułku, o wychowaniu sierot? Gdyby się tem zajęły nasze bractwa, wtenczas dopiero spełniłyby prawdziwie swoje zadanie, wtenczas dopiero byłyby bractwami prawdziwie Bożemi, prawdziwie katolickiemi. Jest nawet miejsce na przytułek, bo dawny domek, noszący nazwę szpitala parafjalnego stoi pustkami.

Wyliczyłem tyle braków, tyle stron ciemnych naszego życia miejskiego, ale wyliczyłem nie dla tego, żeby zniechęcać, nie, wskazuję braki, do których przywykliśmy i przez to ich już prawie nie widzimy dla tego tylko, że widzę dużo dobrej woli, że widzę siły i chęci wśród naszych mieszczan do zaradzenia złemu. Nie są to moje złudzenia, bo te siły i dobre chęci naszych współbraci już dały o sobie świadectwo przeprowadzeniem naprawy wielu rzeczy i zapobieganiem temu, co mogłoby się stać niedobrego.

Jedną z jaśniejszych stron naszego życia jest rozwój towarzystw kredytowych, bibljoteki i czytelni oraz ochronki. Ta ostatnia, założona przez osobę prywatną przy pomocy doktora K., p. M., p. Z. i wielu innych, znalazła wśród mieszczan znaczne uznanie, dobijali się o to jak o wielką łaskę, ażeby mogli w niej umieścić swoje dzieci; bibljoteka, założona przez p. M., jakkolwiek jej wróżono upadek, rozwija się coraz bardziej, kupuje rocznie prawie za 100 rubli książek, zyskuje coraz więcej czytelników, a właścicielowi kłopotów pieniężnych wcale nie przysparza; towarzystw kredytowych mamy dwa: Wzajemny Kredyt, dający nawet 15.000 rublowe pożyczki (na weksle za dwoma podpisami) swym członkom, obowiązanym wnieść jako udział dziewiątą część tej summy, jaką chcą wypożyczyć – i Towarzystwo Drobnego Kredytu, przeznaczone dla niezamożnych, a dające jako najwyższą pożyczkę tylko 300 rubli. Aby zostać członkiem Towarzystwa Drobnego Kredytu, trzeba się tylko o to podać do Rady Towarzystwa, żadnych zaś pieniędzy składać nie potrzeba.

Dotychczas do Towarzystwa Drobnego Kredytu należą tylko sami chrześcijanie. W przeciągu czterech lat Towarzystwo Drobnego Kredytu rozwinęło się o tyle, że obecnie ma 30 razy więcej członków, niż przy założeniu (1.500), a w obrocie ma kapitału przeszło 100.000 rubli, jakkolwiek pierwotnie miało do wypożyczenia tylko 6.250 rubli. O zyski Towarzystwu nie idzie, takowych też zbyt wiele niema, jakkolwiek pobiera 8 procent a daje 5 i pół do 6 procent od pieniędzy złożonych na procent; Towarzystwo za swe zadanie uważa zmniejszenie wysokości procentu w okolicy, oduczenie naszej wiejskiej i miejskiej ludności od trzymania pieniędzy bezużytecznie po garnkach lub pod strzechami, i nauczenie stowarzyszonych, że przy kupnie i sprzedaży można, przynajmniej częściowo, obyć się bez ciągnących wielkie zyski pośredników – handlarzy. W tym właśnie celu Towarzystwo zajmuje się zakupem zboża, które oddaje do młyna, sprzedażą mąki, otrąb, kaszy jaglanej, herbaty, skór, płótna, narzędzi rolniczych itp. Na większą skalę takie pośrednictwo w kupnie i sprzedaży zaczęto od 2-ch miesięcy, a już do tej pory sprzedano około 850 pudów kaszy jaglanej, za 1000 rubli mąki, bardzo wiele otrąb, za 200 rubli herbaty, kupiono za jakieś 3.500 rubli zboża itp. Dla ułatwienia sobie pracy Towarzystwo sprzedaje mąkę i kaszę tylko w większych ilościach. Członkowie zaś, a szczególnie mieszczanie, zmawiają się po kilku i kupują do spółki kilkopudowe worki. W ten sposób właśnie wyrabia się wśród naszych współbraci umiejętność stowarzyszania się i chodzenia we wszystkich sprawach ręka w rękę, całą kupą.”

                                                                       Leon Rutkowski.

   

 

Szanowni Państwo,
informujemy, że ze względu na zmianę siedziby, Pracownia Dokumentacji Dziejów Miasta nie będzie czynna w okresie od 1 lipca do 30 września 2024 r.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności i zapraszamy do odwiedzenia nas w naszej nowej siedzibie – budynku Muzeum Ziemi Płońskiej (dawnego dworca kolejowego) przy ul. Towarowej 9.

O dokładnej dacie otwarcia będziemy informować.
Zespół Pracowni

Skip to content