W ukazującym się w Warszawie tygodniku ilustrowanym, poświęconym nauce, literaturze, polityce i życiu bieżącemu, zatytułowanym „Czytelnia dla Wszystkich”, w numerze 44 z 1904 r., na stronach 697-698 czytamy:

 

Płońsk

Niewiele u nas w tym roku słychać dobrego. Wszyscy narzekają na biedę; miejscami udała się ozimina, ale przepadła jarzyna, brak wszędzie pasz, ogromny nieurodzaj okopowizny, kartofli w niektórych miejscach zebrano po 10 korcy z morga, a buraków cukrowych zamiast spodziewanych 120, zaledwie 50 do 80 korcy, a w niektórych miejscach nawet i mniej. Wobec powszechnego braku paszy – inwentarz ogromnie staniał; konie sprzedają za bezcen, krowy mleczne, które dawniej warte były po 50 rb., obecnie sprzedają po 25.

Na domiar nieszczęścia pożary wskutek długotrwałej suszy naniszczyły w tym roku ludzkiej pracy więcej niż kiedykolwiek. Nie było wprost nocy, podczas której nie widać by było chociaż dwóch łun na widnokręgu. Jednym z największych był pożar Nowego-Miasta, nędznej obecnie osady, kiedyś jednak stolicy oddzielnego powiatu. Dziwne to było miasteczko, pomimo nazwy Nowego – nosiło wszystkie cechy miasta starego. Chociaż drewniane domki nowomiejskie zachowały wiele cech średniowiecznych, ustawione do rynku wąskimi, o dwóch, najwyżej trzech oknach szczytami, zaopatrzone były w daszki znacznie wystające nad oknami i drzwiami parteru; dachy właściwie kryte przeważnie gontem ubarwione były odwiecznemi mchami; gdzieniegdzie można było jeszcze i nad bramą spotkać szeroki daszek; przy rynku też stał starożytny kościół, który jednak oprócz starych murów nie zachował żadnych wyraźnych cech dawnego swego pochodzenia. Dziwnym trafem ocalała kościelna dzwonnica, ciekawy dosyć okaz dawnego naszego drewnianego budownictwa. Nowomiejscy mieszczanie zachowali dotąd tradycję lepszej kiedyś swego miasta przeszłości, jego starożytności; z dumą opowiadali mi niejacy Kraszewscy, że rodzina ich mieszka już w Nowym-Mieście od 800 lat, co naturalnie jest więcej, niż podejrzane.

Z dodatnich stron życia ludu naszej okolicy warto zanotować zamknięcie paru sklepów monopolowych po wsiach. Co do dwóch z tych zamkniętych sklepów musimy zauważyć, że o skasowanie ich już przed kilku laty odpowiednie gromady wiejskie podawały do właściwej władzy prośby, które jednak chwilowo nie były uwzględnione; dalszy jednak brak popytu na wódkę i słaby obrót pieniężny w owych miejscowościach (Grodziec, Naruszewo, Mystkowo) dowiodły, że istnienie tych sklepów rzeczywiście nie miało żadnej racji. Zauważyć też muszę, że bardzo często ludzie, którzy dawniej nie gardzili kieliszkiem lub kuflem, pod wpływem rozmysłu, a także rodzącej się potrzeby pracy dla swych współbraci – picia wódki zaprzestają.

Wbrew temu, co poruszał jeden z feljetonistów Gazety Polskiej, lud nasz małomiasteczkowy widocznie potrzeby miejsc publicznych dla zgromadzeń i zabaw nie odczuwa; dowodem tego upadek herbaciarni kuratorjum trzeźwości w Płońsku i w Sochocinie. Upadły one i inwentarz ruchomy ich został już sprzedany, a dodać należy, że inicjatorowie i kierownicy włożyli w prowadzenie i popieranie ich nie mało energii. W danym wypadku dobra wola nie została uznana prze ogół tych, dla których herbaciarnie były przeznaczone. Inaczej się zachowała nasza ludność wiejska względem ludzkiej biedy. Na pierwszą wiadomość o pożarze w Nowym-Mieście zaprzątnięto się zaraz w Płońsku około doraźnej pomocy, a między krzątającemi się byli i tacy, których o tak ludzkie uczucia trudno by było posądzić. Obecnie znów dla przyjścia pogorzelcom z pomocą postanowiono dać amatorskie przedstawienie, na które chętnie zgodziły się i władze powiatowe.

Były tu wahania w rozstrzygnięciu pytania, czy miejscowa ludność ma prawo chodzenia kompanjami do miejsc uznanych przez tradycję za cudowne. Wahania te jednak usunęła telegraficzna odpowiedź gubernatora, uznająca kompanje za niezagrażające publicznemu porządkowi.

Tymczasem zabierają ofiary choroby zaraźliwe, ospa, szkarlatyna, odra i błonica. Dawniej choroby te dotykały przeważnie dzieci, obecnie chociaż w mniejszym stopniu ulegają im i starsi; na dobitkę zaczyna się powoli szerzyć i tyfusik.

                                                                                                          Wieśniak.      

Skip to content